Jako dzieci myślimy, że wszystko w życiu przychodzi bez większego wysiłku. Po prostu, jeżeli coś chcemy - dostajemy to. Mało tego, jeśli ta rzecz nie jest wystarczająco różowa i brokatowa, i nie mają jej wszystkie koleżanki, jest po prostu nic nie warta. Bo przecież najważniejsze jest to, żeby być "na topie" , mieć te wszystkie wystrzałowe zabawki z najwyższej półki, które posłużą nam przez maksymalnie kilka tygodni, po czym wymienimy je na nowe, lepsze, droższe. Zostawiamy je nie myśląc nawet o cenie, jaką za nie zapłacili rodzice, bo to nie nasze pieniądze, nie nasze zmartwienie. Nasza mała dziecięca główka nie marnuje czasu na zajmowanie się głupotami.
Dorastanie polega na poznawaniu świata od drugiej strony. Tej znacznie trudniejszej, pełnej rozczarowań, kłamstw i cholernej odpowiedzialności za swoje postępowanie. Brutalne zderzenie z rzeczywistością, którą trudno pojąć, kiedy przez tyle lat żyło się w pozornie idealnym świecie, gdzie każdy o każdego się troszczył i każdy dla każdego był miły. Zaczynamy dostrzegać, że mama czasem pośpiesznie ociera łzę w kącie, a przecież zawsze była taka radosna i uśmiechnięta. Tata wychodząc z domu trzepie drzwiami, celowo, to nie przeciąg. Pani w sklepie już nie daje Ci lizaka, kiedy przychodzisz po bułki, a przecież zawsze mówiła, że Cię uwielbia...
Nie każdy sobie z tym radzi. Nie wszyscy potrafią zrozumieć, że wszystko jest dla ludzi, ale w odpowiednich ilościach, że każdy ruch, każda decyzja niosą za sobą ciąg zdarzeń, które na prawdę można przewidzieć. Więc co trzeba robić?- zapytacie. Jak żyć, żeby nie zwariować i nie dać się wciągnąć w ten nieustający wir ludzkiej zachłanności?
Nie ma na to lekarstwa, każdy musi przejść przez swoje życie sam. Musi doświadczyć przeciwności, które stawia na jego drodze ten cholerny mądrala Los i stawić czoła wyzwaniom. Dopiero wtedy zrozumiemy co tak na prawdę jest celem naszej egzystencji. Tylko od Ciebie zależy to, kiedy odnajdziesz swoją drogę. Ty i TYLKO Ty jesteś w stanie powiedzieć stop, zatrzymać tą karuzelę nieprzewidzianych zdarzeń, po to, żeby z niej zejść i powiedzieć: to koniec, teraz żyję sam, na swój rachunek, nie oglądając się na to, co powiedzą inni.
Melanie Hoffer w momencie, kiedy przyszła na świat miała idealne życie. Wspaniali, kochający się nawzajem rodzice byli w stanie dać jej wszystko, czego pragnęła. Nigdy niczego jej nie brakowało. Jednak jako dorastająca nastolatka mogła tylko powspominać fantastyczne czasy swojego dzieciństwa. Wszystko zaczęło się od kłopotów w firmie, która była dumą rodziny. Ojciec coraz rzadziej bywał w domu, nie wracał na noc twierdząc, że musi sporządzić kolejny raport. W tym czasie Melanie zaczęła studia na Akademii Sztuk Pięknych w Dortmundzie i z wielką pasją do tańca marzyła o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych na odbywający się tam raz na kilka lat Światowy Dzień Tańca. Marzenie to miało się spełnić w dzień otrzymania przez dziewczynę dyplomu ukończenia studiów, do czego nigdy nie doszło. Dokładnie pamięta tamten dzień. Nigdy nie zapomni, jak wielki ból i obrzydzenie towarzyszyło jej, kiedy przyłapała swojego ojca na zdradzie. Od tamtej pory nic już nie było takie samo.
Potraficie wyobrazić sobie, co musiała czuć Niemka, kiedy jej największy autorytet, wzór do naśladowania okazał się być największą świnią na tej planecie?
Świat dziewczyny rozpadł się na kawałeczki i runął w gruzy. Nie mając innego pomysłu na wyładowanie emocji Melanie udała się do najbliższego klubu. Właśnie tam poznała Katję i Suzanne. Właśnie tam narodziło się jej przedmiotowe nastawienie do mężczyzn. To właśnie przez swojego ojca Melanie nie potrafiła zatrzymać swojej karuzeli..
Piękna, klasycystyczna katedra z zewnątrz robiła ogromne wrażenie. Jednak dopiero wchodząc do środka można było poczuć się jak w bajce. Potężna przestrzeń kościoła była idealnie zagospodarowana. Piękne malowidła na ścianach, sporej wielkości obrazy w złotych ramach, kolorowe witraże połyskujące światłem zachodzącego słońca i wreszcie pięknie ozdobiona nawa główna. Biały tiul zwisający po krawędziach ławek niczym wzburzone fale, małe świeczuszki w przezroczystych kieliszkach wśród płatków róż, które tworzyły czerwony dywan, a na jego końcu on-ukochany, osoba za którą jesteś w stanie oddać życie.
Melanie nigdy nie wyobrażała sobie jak ma wyglądać jej ślub, ale w chwili, kiedy razem z Anją weszły do katedry wiedziała, że taki jak ten jej przyjaciółki jest spełnieniem marzeń każdej kobiety. Uroczystość sama w sobie była wzruszająca. Przysięga małżeńska, nałożenie obrączek, ppsypanie ryżem i życzenia najlepszego na nowej drodze życia. Nawet Melanie uroniła małą, ledwie widoczną łezkę wzruszenia, ale zatracona w obowiązkach druhny, które w tym momencie sprowadzały się do odbierania prezentów od gości wraz z drużbą pana młodego nie pozwalały jej na dłuższą zadumę.
Wkładając setny już chyba bukiet kwiatów i kolejną butelkę wina do bagażnika weselnego samochodu wsłuchiwała się w kolejne życzenia dla pary młodej. Chwilę później musiała złapać się samochodu aby nie upaść z wrażenie. Ten głos... Bardzo dobrze go znała i wiedziała doskonale do kogo należy. Ostatnią rzeczą, jaką w tej chwili mogła zrobić to odwrócić się i upewnić swoje obawy. Czuła się sparaliżowana, a jej ciałem zawładnęły nieznane dotąd emocje.
-Melanie, wszytko w porządku? -Peter, drużba weselny i zarazem jej pomocnik, ściągnął skołatane myśli dziewczyny spowrotem na ziemię.
Byłoby to wybawieniem dla Melanie, gdyby nie fakt, że stali dokładnie obok składającego młodym życzenia Kuby Błaszczykowskiego, który był głównym powodem jej stanu i który na dźwięk imienia dziewczyny widocznie spiął wszystkie swoje mięśnie.
-Ta-ak, wszystko ok-wydukała, kiedy ich oczy się spotkały.
Obydwoje byli widocznie zaszokowani swoją obecnością. Melanie była tak zakłopotana, że potknęła się o własne nogi i gdyby nie silne ramiona piłkarza zapewne runęłaby na ziemię rozrywając przy okazji swoją sukienkę i tracąc kilka zębów. Zawstydzona Niemka została zmuszona do podniesienia wzroku na swojego wybawcę przez jego dłoń na jej podbródku. Poliki piekły ją jak nigdy w życiu, a gdyby nie ręka piłkarza, która wciąż trzymała ją w talii, dziewczyna zapewne nie ustałaby na swoich miękkich jak z waty nogach.
-Mimo wszystko chyba wciąż na mnie lecisz-gorący oddech piłkarza owinął jej twarz, a jego pełen miłości uśmiech roziskrzył się w jej oczach. Wiedziała, że od teraz wszystko będzie zupełnie inaczej, po raz pierwszy w jej życiu na swoim miejscu. W tamtej chwili Melanie Hoffer zatrzymała swoją karuzelę i rozpoczęła nowe życie razem z Kubą.
Uwierzcie mi, chciałabym tutaj napisać, że nie było sposobu, aby się dogadali i ich drogi wkrótce się rozeszły, ale dlaczego miałabym to robić? Przecież każdy ma prawo do szczęścia. Wszyscy zasługują na to, żeby żyć długo i szczęśliwie, nie zależnie od tego jak długo na to szczęście czekali.
Od tego momentu życie Melanie Hoffer wywróciło się do góry nogami. Na romantycznych randkach Kuba nie raz popisywał się swoją wyobraźnią, wymyślając przeróżne miejsca na spotkania. Zaczynając od zwykłego spaceru nad rzeką, kończąc na niezwykłym pikniku w bramce boiska Sięgnal Iduna Park. Jednak w pamięci obijga wyryło się jedno, niezapomniane spotkanie.
Pewnego letniego wieczoru Kuba zabrał Melanie na most zakochanych, gdzie kiedyś oboje powiesili swoją kłódkę. W blasku zachodzącego słońca, które odbijało się w spokojnych wodach rzeki, piłkarz patrząc z miłością w piwne oczy swojej kobiety poprosił ją o rękę. Szczęśliwa jak nigdy dziewczyna bez wahania zgodziła się i całując chłopaka soczyście położyła jego doń na swoim lekko zaokrąglonym brzuchu.
Nikoś urodził się kilka miesięcy później. Był to uroczy blondynek ze ślicznymi, brązowymi oczkami. Niewątpliwie chłopiec skradł serca rodziców i stał się ich oczkiem w głowie.
W dzień swoich pierwszych urodzin chłopiec był świadkiem zaślubin swoich rodziców. Dla całej trójki był to jeden z najszczęśliwszych dni w ich życiu. Więc kiedy już tradycji stało się zadość i państwo młodzi wraz z synkiem wrócili ze swojej imprezy weselnej, ciesząc się życiem stali się już formalnie rodziną.
Gdyby ktoś jeszcze nie zauważył - to właśnie jest Miłość.
~*~
Ohh kochani to już na prawdę koniec tego opowiadania...
Ciężko mi w to uwierzyć, bo pisałam je przez kilka lat z różnymi odstępami czasu, a tu nagle koniec :D
No nic, wszystko ma swój początek i koniec. Dziękuję wszystkim tym, którzy byli ze mną przez ten okres czasu. Dziękuję za każdy komentarz i głos oddany na moje opowiadanie. Jesteście wielkie!